Dlaczego kot jest taki
fascynujący? Czy sprawia to jego tajemniczość i
niezgłębione oczy, które mogą być również
urzekające, i w których można się zupełnie zagubić?
Czy gibkość jego doskonałego ciała, które w świetle
dnia wzbudza podziw, zaś w ciemności nocy porusza się
bezszelestnie. Czy też dwie natury mieszkające w
każdej kociej duszy: przytulność i delikatność oraz
niezależność i tajemniczość? Niezależnie od tych
wszystkich zalet, koty to przede wszystkim wspaniali
łowcy. Ich umiejętności ceni się zwłaszcza w portach
i na morzu. Na statkach i okrętach jednym z większych
problemów od wieków były szczury lub karaluchy. Z tego
powodu przedstawiciele Felidae na wielu jednostkach są
wliczani w "etatowy" stan załogi. Znaczącą
rolę koty odegrały także podczas działań wojennych.
Brały czynny udział w krwawych zmaganiach na morzach i
oceanach będąc w roli maskotek - jedynym symbolem
normalnego świata.
Kocia marynarska brać
Koty jak wiadomo dzielą
się na trzy grupy względem systematyki - wielkie, małe
i acinonyx (gepard). Część z nich na przestrzeni
wieków oswojono i z czasem udomowiono. Zdarzało się,
że towarzyszyły ludziom w wyprawach na statkach i
okrętach. Koty krótkowłose europejskie (potocznie
zwane dachowcami) na pokładach starych żaglowych
jednostek morskich dotarły aż do Nowego Świata -
Ameryki. Bardzo szybko zaaklimatyzowały się w nowym
otoczeniu. Regularnie krzyżowały się z amerykańskimi
żbikami (am. Wildcats), dzięki czemu powstało sporo
nowych, lokalnych ras. Przez wiele stuleci okrętowy kot
był bardzo ważnym członkiem załogi. Przedstawiciele
Felidae najróżniejszych ras dbały o to, by podczas
rejsów gryzonie nie pustoszyły zapasów żywności. Z
czasem jednak koty schodziły na bok, gdyż wynaleziono
inne, lepsze sposoby na bezpieczne przechowywanie
prowiantu (m.in. chłodnie prowiantowe i specjalne
hermetyczne kabiny wodoszczelne). Ciekawostką jest, że
koty były szanowane przez ludzi morza nawet za czasów
świętej inkwizycji chrześcijańskiej, upatrującej w
nich symbolu wyimaginowanego szatana. Dzięki swojej
fizycznej doskonałości i umiejętności
przystosowawczych, koty przetrwały ten trudny dla nich
okres. Inna sprawa, że polityka kościoła od zawsze
była bardzo przewrotna, gdyż tępiąc i paląc koty na
stosach, jednocześnie w świątyniach i plebaniach
"po cichu" wykorzystywano je... do tępienia
gryzoni. Umiejętności te doceniono zwłaszcza, gdy za
niedobitkami krzyżowców powracających spod Jerozolimy
na ziemie europejskie przybyły szczury, a wraz z nimi
śmiertelne choroby (m.in. dżuma i febra). Mało tego,
koty przebywały również na wszystkich okrętach
wojennych flot inkwizycji przeznaczonych do
"siłowego nawracania niewiernych" w Nowym
Świecie (sic!)
Starszy
marynarz Blackie w swojej koi na lotniskowcu HMS
"Eagle".
Każdy marynarz wie, że
koty na statkach i okrętach zawsze sprawowały się
nieporównywalnie lepiej niż psy, które także
niejednokrotnie przebywały w morzu, ale nie przynosiły
nic pożytecznego (pełniły jedynie rolę
„maskotek”). Nie potrafiły polować, były
uciążliwe w utrzymaniu, brzydko pachniały i sprawiały
problemy sanitarne (koty jak wiadomo są czystej natury i
załatwiają swoje potrzeby do specjalnych pudełek z
piaskiem, a nawet do marynarskich toalet).
Brytyjski
krążownik liniowy HMS "Hood" był domem m.in.
dla dwóch kotów rasy krótkowłosej europejskiej -
Fishcakesa i Gingera.
Kot Rosyjski Niebieski –
marynarz z Archangielska
Wśród kociej marynarskiej
braci szczególnie wyróżnia się rasa niebieska
rosyjska. Koty te zawdzięczają swoje odkrycie
angielskim podróżnikom - żeglarzom. Anglia jako
główna potęga morska miała swoje porty we wszystkich
częściach naszego świata, gdzie prowadziła intensywny
handel lub politykę odstraszającą. W 1553 roku Anglicy
zbudowali jeden z takich portów u wybrzeży Morza
Białego. Gdy rozrósł się on do rozmiarów miasta, po
około 60 latach od założenia nazwano go
Archangielskiem. Było to jedyne miasto przeładunkowe i
wylotowe w rejonie, które przez 200 dni w roku skute
jest lodem. Marynarze schodzący z pokładów spotykali
tam dziko żyjące, niezwykle łowne niebieskie koty,
które chętnie brali ze sobą na statki. W Europie owe
niebieskie koty były dosłownie wszędzie (np. w
Wielkiej Brytanii rozpowszechniła się rasa Brytyjska
Niebieska). Ale tylko te dzikie z Archangielska były
odporne na wodę i zimno jak niedźwiedzie polarne.
Miały przy tym podwójnej grubości sierść. Marynarze
byli bardzo zafascynowani tymi kotami i mimo braku
zainteresowania hodowców, w 1890 roku przywieźli kilka
pięknych bladoniebieskich kotów z matowo-zielonymi
oczami.
Moja
Felicitas jest typową reprezentantką rasy Rosyjskiej
Niebieskiej. Żywe połączenie arystokracji z dziką,
wojowniczą naturą okrętowego łowcy szczurów.
Koty te często pełniły
ciężką, służbę na nowoczesnych okrętach wojennych.
Pojawiały się również na polskich jednostkach
działających w ramach sił Aliantów na wodach
północnych podczas II Wojny Światowej. Najwięcej
wiadomo o kociej rodzinie z niszczyciela ORP
"Garland". Kotka o imieniu Puszek miała
przejść wraz z załogą najbardziej krwawą część
służby okrętu na trasie północnej, podczas
morderczych konwojów do Murmańska. Podobno po zalaniu
lodowatą wodą kubryku, gdzie została umieszczona ze swoimi
kociętami, powkładała młode do pływających misek i
tak doczekała przybycia pomocy.
Młodsi
marynarze z lekkiego krążownika HMS "Hawkins"
w jednej a z armat kalibru 152,4 mm (6"). Jeden z
tych kocich marynarzy nazywał się Tibby, jednak nie ma
pewności, co do imienia drugiego.
Wojownicy oceanów
W wielu regionach świata
żaden statek czy okręt nie wyszedłby w morze bez
obecności kota na pokładzie. Koty były traktowane jak
talizmany. Ich obecność przynosiła szczęście. Gdy
podczas rejsu jakiś kot przypadkowo wypadł za burtę,
jednostka – według marynarskiej tradycji - stawała
się przeklęta, i groziło jej rychłe zatonięcie lub
inna katastrofa. Taka właśnie tajemnicza przygoda
spotkała australijski lekki krążownik HMAS
"Perth", gdy podczas postoju w porcie kot
okrętowy o imieniu Tanjong Prok, uciekł na ląd po
trapie. Załoga natychmiast uznała to za zły omen.
Krótko po tym zdarzeniu, krążownik został zniszczony
w Bitwie na Morzu Jawajskim w 1942 roku wraz z całym
międzynarodowym zespołem ABDA
(American-British-Dutch-Australian Task Force).
Kotki
okrętowe z brytyjskiego pancernika HMS
"Nelson".
Wszystkie zgodnie siedzą sobie w najlepsze na lewej armacie kalibru 406 mm
(16") trójdziałowej wieży nr 1.
Słynny brytyjski
krążownik liniowy HMS "Hood", był pod
względem wyporności standardowej największym okrętem
wojennym świata w okresie międzywojennym. Przez prawie
całe lata 30-te XX wieku na jego pokładzie żyły dwa
koty rasy krótkowłosej europejskiej - bury Ginger, oraz
czarno-biały Fishcakes. Były bardzo znane w świecie ze
względu na liczne wizyty kurtuazyjne składane przez
brytyjski krążownik w zagranicznych portach. Jednak nie
wiadomo, co się z nimi stało. Czy były na pokładzie
podczas ostatniego rejsu okrętu w 1941 roku? Możliwe,
że oba wcześniej zabrano na ląd. Jednak są
świadectwa na to, że Fishcakes żył jeszcze na
"Hoodzie" na przełomie lat 1940 / 1941.
Koty
z HMS "Hood" - Ginger i Fishcakes w kabinie
oficerskiej w 1935 r.
Istnieje jeszcze jedna
znana, niemal legendarna opowieść o pewnym kocie,
który nazywał się Oscar. Był to bardzo interesujący
przedstawiciel rasy krótkowłosej europejskiej, który -
rzekomo - nie przynosił szczęścia swoim okrętom -
wręcz przeciwnie. Początkowo przebywał na niemieckim
pancerniku "Bismarck", jednym z
najpotężniejszych wówczas okrętów wojennych świata.
Był to kot, który doświadczył bardzo wielu
niebezpiecznych przygód w swoim życiu na morzu. Na
pokład "Bismarcka" został zaokrętowany w
Gdyni (ówczesne Gotenhafen). Podczas rejsu miał okazję
obejrzeć Cieśniny Duńskie 23 maja 1941 roku i dotrzeć
aż do brzegów Grenlandii i Islandii, gdzie
"Bismarck" został wyśledzony przez dwa
brytyjskie ciężkie krążowniki HMS "Norfolk"
i HMS "Suffolk". Następnego dnia miał miejsce
słynny bój z eskadrą okrętów Royal Navy, podczas
którego w dość przypadkowy sposób zniszczony został
HMS "Hood" i lekko uszkodzony nowy pancernik
HMS "Prince of Wales". Tym niemniej ten ostatni
okręt przypieczętował los "Bismarcka"
trafiając go trzema pociskami kalibru 356 mm, z których
dwa okazały się decydujące dla dalszych losów
niemieckiego korsarza - jeden rozbił nieopancerzone
dziobowe zbiorniki z ropą, a drugi uszkodził jedną z
kotłowni. Prędkość niemieckiego okrętu spadła, co w
połączeniu z ubytkiem paliwa spowodowało podjęcie
decyzji o przerwaniu operacji i powrocie do Brestu.
Można sobie wyobrazić przestrach i trwogę biednego
Oscara, gdy "Bismarck" prowadził ogień ze
swoich olbrzymich armat kalibru 380 mm i jednocześnie
inkasował trafienia ciężkich pocisków z pancernika
HMS "Prince of Wales". Zapewne wystraszony do
imentu kot przeraźliwie miauczał i biegał po okręcie
szukając bezpiecznej kryjówki.
Fishcakes
w okrętowej kuwecie. Zdjęcie świadczy o tym, jak
bardzo dbano o koty na "Hoodzie". Czuły się
tam swobodnie i bezpiecznie.
Gdy ostatecznie
"Bismarck" po morderczej walce został
zniszczony przez brytyjskie pancerniki HMS "King
George V" i HMS "Rodney", Oscar niemal
cudem uratował swoją kocią skórę skacząc do wody z
górnego (odkrytego) pokładu. Wyłowiła go załoga
niszczyciela HMS "Cossack", który przybył na
ratunek rozbitkom z "Bismarcka". Jak wiadomo,
akcja ratunkowa została przedwcześnie zakończona i w
zimnej wodzie zostało wielu marynarzy, którzy daremnie
czekali na ratunek. Załoga HMS "Cossack"
przygarnęła Oscara na swój pokład nie na długo,
gdyż w nocy z 23 na 24 października 1942 roku
niszczyciel został zatopiony torpedą przez niemiecki
okręt podwodny U-563. Także tym razem Oscar niemal
cudem uniknął śmierci. Koci szczęściarz został
przyjęty na pokład lotniskowca HMS "Ark
Royal". Do Oskara jeszcze raz uśmiechnęło się
szczęście (a do jego okrętu wręcz przeciwnie), gdy
trzy tygodnie później, 13 listopada 1942 roku
lotniskowiec został storpedowany przez okręt podwodny
U-81 i zatonął w pobliżu Gibraltaru, bardzo blisko
zbawczego portu. Okręt tonął wiele godzin po
storpedowaniu, dzięki czemu załoga miała dużo czasu
na spokojną i zorganizowaną ewakuację (dzisiaj wiemy,
że smutny los lotniskowca spowodowany był wadami
konstrukcyjnymi jego biernego systemu ochrony
przeciwtorpedowej, a nie pecha, jakim rzekomo obdarzał
okręty kot Oscar). Po tym wydarzeniu Oscar zakończył
ostatecznie swoją morską służbę. Na lądzie
zamieszkał w Belfaście, w Domu Marynarza, gdzie swój
żywot zakończył w 1955 roku.
Marynarz
Fishcakes siedzi na jednej z armat artylerii średniej
kalibru 139,7 mm krążownika liniowego HMS
"Hood". Na osłonie chroniącej wylot przewodu
lufy wyraźnie widać herb okrętu.
O przygodach legendarnego
kota Oscara świadczy wiele zdjęć, które jednak są
niewyraźne i nie jest pewne czy na każdym z nich jest
nasz omawiany bohater. O wiele lepszym dowodem jego
przygód są wpisy w dziennikach zdarzeń okrętów, na
których służył. Z nich dowiemy się, że Oskar
naprawdę miał wiele szczęścia. W ciągu pięciu
miesięcy na dno poszły trzy jednostki, na których
przebywał, a on mimo to ocalał. Wiadomo na pewno, że
na pokładzie kolejnego okrętu o nazwie HMS
"Cossack" z lat 50-tych XX wieku też był kot,
nazywał się Buster (pseudonim Stumpy). Załoga
sprawiła mu prywatny hamak kocich rozmiarów, by miał
gdzie przesypiać kołysanie. Do hamaka była
przyczepiona karteczka z napisem: "Stumpy, łowca
szczurów po wachcie, nie przeszkadzać". Owe
zjawisko zauważył podczas obchodów po okręcie
dowódca, co go bardzo rozbawiło. Odszedł po cichu nie
przeszkadzając kotu... Z kolei na okręcie HMS
"Intrepid" przebywał kot o wdzięcznym
żeńskim imieniu Mrs. Chippy, który tak naprawdę był
kocurem. Został rekrutowany przez Ernesta Shackleton by
tępił gryzonie na jego statku "Endurance",
który jednak zatonął po zderzeniu z dryfującym lodem
w 1914 roku podczas jego szesnastej, nieszczęśliwej
arktycznej wyprawy.
Pogromca
"Hooda" - niemiecki pancernik
"Bismarck". Na jego pokładzie swą morską
karierę rozpoczynał legendarny kot Oscar.
Jeden z pogromców
"Bismarcka", pancernik HMS "Prince of
Wales" był domem dla wielkiego, biało-czarnego
kocura o wybitnie politycznym imieniu "Winston
Churchill". Kotek przebywał na okręcie zarówno
podczas pojedynku z "Bismarckiem", jak i
później, podczas tragicznej walki "Prince of
Wales" z japońskim lotnictwem pod Kuantanem 10
grudnia 1941 roku. W wyniku uderzenia niemal 100
samolotów bombowych i torpedowych (pilotowanych przez
jednych z najlepszych wówczas lotników bojowych na
świecie), brytyjski pancernik otrzymał trafienia 6-7
torpedami (z czego dwie eksplodowały nieszczęśliwie na
wysokości rufy, częściowo paraliżując okręt) oraz
jedną ciężką bombą przeciwpancerną o masie 500 kg,
która jednak nie spowodowała żadnych istotnych szkód.
Przerażony kot Churchill był jednym z pierwszych
marynarzy, którzy opuścili ciężko uszkodzony
pancernik. Załoga z pewnością uznała to za zły omen.
Część ludzi wpadło nawet w panikę. Gdyby nie to,
okręt z pewnością można było uratować, ale nie w
takiej sytuacji. HMS "Prince of Wales" po
pewnym czasie poszedł na dno. Kota okrętowego wyłowili
z morza marynarze z niszczyciela HMS "Electra"
i odstawili do portu. Niestety, Churchill nie miał
szczęścia. Zginął kilka dni później, podczas nalotu
japońskich bombowców na brytyjską bazę morską w
Singapurze.
Starszy
marynarz Churchill na pokładzie pancernika HMS
"Prince of Wales".
Zginął później na służbie, podczas bombardowania
Singapuru.
Wiele zwierząt, w tym
także kotów (nawet egzotycznych, jak lwy i pantery!),
przewinęło się przez pokłady legendarnego
amerykańskiego pancernika (BB-36) USS
"Nevada", jednego z najsilniejszych (zwłaszcza
po modernizacjach) okrętów wojennych w historii.
Niestety, nie są znane na ten temat żadne szczegóły.
Nie wiadomo nawet, czy kot (koty?) okrętowy był obecny
na pokładzie "Nevady" podczas jej wspaniałej,
samotnej walki stoczonej z japońskimi samolotami podczas
ataku na Pearl Harbor 7 grudnia 1941 roku tudzież trzy
lata później z niemieckimi bateriami brzegowymi pod
Cherbourgiem. Na nieszczęście dla historyków i
badaczy, Amerykanie nie zwykli dokumentować tego typu
ciekawostek.
110
lbs Duchess, czyli małe porównanie.
Znana z "The Aristocats" kotka Duchess przy 16-calowym (406 mm)
ładunku miotającym o masie 50 kg,
czyli 110 funtów. Specjalny worek, pokryty nadtlenkiem
tytanu i wosku, zawiera w swym wnętrzu stabilizowaną
nitrocelulozę [C6H7O2(OH)3-x(ONO2)x]n.
Amerykańskie armaty kalibru 406 mm (16 cali) Mark 6 i
Mark 8 L/45 oraz Mark 7 L/50 potrzebują aż sześciu
takich ładunków (ładunek pełny, czyli łącznie
niemal 300 kg nitrocelulozy) plus zapalnika (w postaci
ładunku inicjującego), do wystrzelenia jednego pocisku
przeciwpancernego APC o masie 1225 kg.
Bohater Marynarki
Zdolny kot Simon, który
bardzo szybko otrzymał stopień starszego marynarza za
wybitne umiejętności w tępieniu szczurów, był z
kolei maskotką na pokładzie małej fregaty HMS
"Amethyst". Podczas patrolu neutralnych wód w
pobliżu ujścia rzeki Yangtse w 1949 roku, brytyjski
okręt przypadkowo dostał się pod silny ostrzał
chińskiej artylerii brzegowej. Załoga fregaty mimo
strat, stoczyła wspaniałą walkę i uratowała okręt.
Wielu marynarzy odniosło poważne rany, w tym także kot
Simon. Dzielny kotek towarzyszył załodze w izbie
chorych, podtrzymując na duchu rannych i umierających.
Za zasługi otrzymał później medal dzielności oraz
awans na starszego mata.
Dzielny
kot Simon z fregaty patrolowej HMS "Amethyst".
Niestety, na skutek
poniesionych ran w walce ze szczurami, oraz od odłamków
chińskiego pocisku, stan zdrowia Simona gwałtownie się
pogorszył. Podejrzewano nawet, że kot ma bardzo słabe
serce i ma to bezpośredni wpływ na jego powolną
agonię. Bohater z HMS "Amethyst" zmarł nagle
28 listopada 1949 roku w bazie morskiej w Plymouth. Ponad
sześć lat po śmierci Simona, w 1956 roku nakręcono o
nim film pt. "Yangtse Incydent - The Story of HMS
Ametyst". Ponadto pamiątki po tym słynnym kocie
można podziwiać do dziś na pokładzie lekkiego
krążownika-muzeum HMS "Belfast" w Londynie,
na specjalnej wystawie poświęconej załodze fregaty HMS
"Amethyst".
Grób
marynarski kota Simona.
***
W morskiej historii można
doszukać się jeszcze wielu innych przypadków słynnych
podróży z udziałem kotowatych. Nie sposób je
wszystkie wymienić. Na zakończenie warto wspomnieć,
że w latach 1983 - 1984 nasz rodak, Andrzej Urbańczyk
wraz ze swoim kotem Myszołowem odbyli słynny rejs
dookoła świata, który zakończył się pełnym
sukcesem. Jak widać koty to idealni towarzysze morskich
wypraw, sprawdzający się na pokładzie niemal w każdej
sytuacji - Viva Felidae!
Sławomir
Lipiecki
Opracowano m.in. na podstawie: Chris Howard Bailey - "The Battle of
Atlantic", Edwyn Gray - "Frigate Under Fire,
HMS Amethyst's 100 Day of Hell", Harvey M. Beigel -
"Two Ocean Battleship USS Nevada (BB-36)",
Grzegorz Bukała - "Brytyjskie pancerniki",
Helga Hoffman - "Kotek, Kocur, Kiciuś", Marcus
Schneck I Jill Caravan - "Koty od A do Z",
Sarah Woolard - "Tigers and Big Cats" via DK
ELT Graded Readers Londyn/2000, DK Multimedia
"Eyewitness-Cat", Encyklopedia internetowa
"Wikipedia" via http://pl.wikipedia.org
|